maciej.rogala maciej.rogala
278
BLOG

Przez "Bogatego ojca" setki tysięcy zbankrutowało

maciej.rogala maciej.rogala Gospodarka Obserwuj notkę 3

Zamieszczam drugi wpis "wspominkowy"; pierwszy jest TU. Jest bardzo aktualny, chociaż pochodzi z 2008 roku.

kaprun-98968_1920

Swego czasu przeczytałem jedną z książek z serii „Bogaty ojciec” (Inwestycyjny poradnik Bogatego ojca). To bardzo mądra książka. Praktyczna. Czy można jej coś zarzucić? No cóż, chyba tylko to, że rozeszła się w tak dużej liczbie na całym świecie (ponad 25 milionów egzemplarzy) i to, że jej autor – Robert Kiyosaki – jest zwolennikiem nieruchomości, jako jednej z najlepszych form inwestycji.

Czy za sprawą tego poradnika inwestycyjnego, setki tysięcy Amerykanów (w tym także Polaków) postanowiło być bogatymi inwestując na rynku nieruchomości? Trudno powiedzieć. Przyczyn jest na pewno wiele: niskie stopy procentowe po kryzysie internetowym w 2001 roku, przepisy podatkowe, zbyt liberalne przepisy dotyczące wiarygodności finansowej pożyczkobiorców i tak dalej.

Z drugiej strony pozostaje faktem, że 25 milionów ludzi kupiło książki z serii Bogaty ojciec, zapewne w tym samym celu: aby stać się bogatym gdy jest się dzisiaj biednym: bez grosza w kieszeni. Oczywiście są trzy sposoby na tę „cudowną odmianę” własnego losu: wygrać na loterii, ukraść albo pożyczyć i mądrze zainwestować pożyczone pieniądze, czyli w taki sposób aby zyski z inwestycji pozwoliły na spłatę kredytu i jeszcze stały się źródłem naszego bogactwa.

Inwestować pieniądze z kredytu?

Strach się bać (!). Rzeczywiście, większość z nas, gdy pomyśli o braniu kredytu w tym celu aby inwestować na giełdzie, uważa takie posunięcie za samobójcze, desperackie. Jednak „jakimś cudem” gdy inwestycją ma być nieruchomość, nasze oceny są już zupełnie inne. Zaczynamy oceniać to w kategoriach „bezpiecznych i rozważnych” działań inwestycyjnych, bo przecież …

No właśnie. Zawsze zadziwiała mnie ta iluzja bezpieczeństwa związana z nieruchomościami. Jakaś magia otaczała i nadal otacza nieruchomości, szczególnie w Polsce. W Stanach Zjednoczonych, tak jak to udowadnia Robert Kiyosaki, to nie była tylko magia, ale także poważne ulgi podatkowe, które zachęcają Amerykanów to brania kredytu hipotecznego. Jak się okazało ulgi zbyt duże, bo doprowadziły do nieprawdopodobnej bańki spekulacyjnej i kryzysu, który właśnie się zaczął.

"Magia" nieruchomości

Szczególna „magia” otacza rynek nieruchomości w naszym kraju (badania nadal pokazują, że Polacy traktują nieruchomość jako tak samo bezpieczną lokatę kapitału jak depozyt bankowy). Ostatnio wielokrotnie rozmawiam z ludźmi na temat nieruchomości. Zadziwiające jest jak subiektywnie patrzymy na swoje inwestycje w nieruchomościach. Oczywiście żadna z osób, która jest inwestorem na tym rynku, nie dokonała zakupu za gotówkę: wszyscy kupowali domy, mieszkania na kredyt. Wszyscy jednocześnie uznają, że inwestowanie na kredyt na rynku akcji to „czyste” samobójstwo.

A gdy pytałem o takie samo źródło finansowania (z kredytu) inwestycji na rynku nieruchomości? Jakimś cudem, traktowano to, jako coś zupełnie innego. Dlaczego?

Iluzja miesięcznej raty

No właśnie. Przede wszystkim dlatego, że kredyt ma formę długu kilkudziesięcioletniego, który jest oceniany  w kategoriach „miesięcznych rat”. To właśnie „miesięczna rata” – niska w stosunku do zarobków, czyli taka, na którą stać jest osobę inwestującą, powoduje, że kredyt hipoteczny „wydaje się” bezpieczniejszy od każdego innego kredytu. To zadziwiające, że żadna z osób, z którą rozmawiałem nie myśli w kategoriach setek tysięcy długu do spłacenia, który wzrósł w ostatnich kilku miesiącach o 20% (jeżeli został zaciągnięty we franku szwajcarskim) a właśnie miesięcznych rat, które niewiele wzrosły: tylko o 20%, czyli na przykład o 500 zł miesięcznie. „Co to jest 500 zł więcej, przy moich zarobkach” – taką usłyszałem odpowiedź z ust „pewnego siebie” inwestora na tym rynku.

Nieruchomość jest, a akcja to zapis

Drugą iluzją bezpieczeństwa wśród inwestorów jest przekonanie, że nieruchomość - dom, mieszkanie – istnieją: mają mury, ściany, instalacje i tak dalej. Nieruchomość jest czymś namacalnym, a więc w subiektywnej naszej ocenie o wiele bezpieczniejszym od akcji, które są przecież „niczym”: zapisem komputerowym na wirtualnym rachunku w Internecie.

Jakie mają znaczenie te wszystkie „iluzje” w sytuacji, gdy „pewny swego” inwestor z kredytem w kwocie 500 tysięcy złotych straci pracę? Z czego będzie spłacał „niskie raty”? Jaką będzie miało cenę mieszkanie za kilka lat, zakupione na kredyt w 2007 roku: gdy materiały budowlane drożały o kilkadziesiąt procent, zarobki w branży budowlanej rosły najszybciej a deweloper osiągał gigantyczną rentowność (rzeczywisty koszt budowy metra kwadratowego był o kilkadziesiąt procent niższy o ceny zakupu)?

Kiedy przyjdzie moment prawdy?

Jak długo potrwa w naszym kraju iluzja bezpiecznego inwestowania na kredyt na bardzo ryzykownym rynku nieruchomości (niektórzy uważają, w tym autor, że o wiele bardziej ryzykownym niż rynek akcji): w „świecie niskich rat do spłacania i solidnych, czterech ścian”?

Sam jestem tego ciekaw. Nawet bardzo (!).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka