Dobre pytanie! Na pewno zostanie zadane podczas debaty kandydatów.
W czasie dyskusji nad podniesieniem wieku emerytalnego zwolennicy tego kroku przekonywali, że musimy dłużej pracować, bo to przyczyni się do większego wzrostu gospodarczego, czytaj: pracując w wieku 66 lat będziemy budowali świetlaną przyszłość Polski.
Według mnie takie wypowiedzi świadczą o jednym: mamy do czynienia z osobami, które we wszystkich sprawach widzą wyłącznie jeden aspekt (gospodarczy).
Odwołajmy się jednak do fundamentów, czyli do istoty obowiązkowego systemu emerytalnego.
W jakim celu powstał? Aby zagwarantować nam środki do życia na emeryturze. Chyba to nie budzi wątpliwości.
Jakie są gwarancje Państwa w systemie o zdefiniowanej składce (obowiązującym wszystkich nas urodzonych po 1 stycznia 1949 roku)?
Emerytury minimalnej. Na czym one polegają?
O ile sam nie odłożę kwoty wystarczającej na sfinansowanie mojej emerytury, pomimo opłacania składek przez założony okres czasu (25 lat mężczyźni i 20 lat kobiety), to budżet dopłaci mi odpowiednią kwotę różnicy.
W nowym systemie przymus Państwa ogranicza się więc do jednego: obowiązku odkładania 19,5% dochodów w tym celu, abym miał za co żyć na emeryturze. Ustalono też wiek emerytalny, w którym nabieram prawa do emerytury, czyli do wypłaty własnych środków!
I to jest ten największy feler obowiązujących rozwiązań, co więcej pogłębiony w 2013 roku - za sprawą podniesienia wieku do 67 lat.
Dlaczego?
Przyjmijmy, że dochodzi do sytuacji, w której ukończyłem wiek 63 lat i ... kwota zapisanych składek powiększona o określoną stopę waloryzacji (różną dla obu kont w ZUS) wystarcza mi na dożywotnie świadczenie w wysokości dwa razy większej niż minimum (to gwarantowane przez Państwo)?
Co w związku z tym powinno dalej nastąpić? No właśnie.
Czy państwo nadal ma mieć prawo blokowania dostępu do własnych składek? Jakie może być uzasadnienie wpływu Państwa na moją decyzję o przejściu na emeryturę/bądź nie, jeżeli mam wystarczające środki (na skutek przymusu Państwa) do tego, aby żyć aż do śmierci bez jakiejkolwiek pomocy Państwa - z własnych, odłożonych pod przymusem pieniędzy?
Ja nie widzę żadnego. Rola Państwa kończy się w tym momencie. Ono nie powinno dalej ingerować.
Jednak według zwolenników podniesienia wieku emerytalnego, aż do 67 lat, takiego prawa nie mam. Oni mówią mi: Pracuj dalej, bo ojczyzna (wzrost gospodarczy) tego wymaga. Jakbym słyszał, gdzieś po cichu dodane: Ty warchole!
Państwo może mi powiedzieć: Musisz pracować dłużej - ale wyłącznie w jednym przypadku - bo odłożyłeś za mało pieniędzy na kontach emerytalnych. Dodając: My (Państwo) gwarantujemy Ci emeryturę minimalną, a więc mamy podstawę, do tego, aby zmusić cię do dłuższej pracy - też można się spierać do jakiego stopnia.
Przejdźmy do drugiego argumentów zwolenników wydłużenia (utrzymania) wieku emerytalnego - obniżenie wydatków budżetu.
Przypomnę hasło reformy emerytalnej: MOJE SKŁADKI NA MOJĄ EMERYTURĘ. To miało przekonać nas do tego, że nowy system - o zdefiniowanej składce (indywidualnych kont), jest lepszy od dotychczasowego - o zdefiniowanym świadczeniu. Przekonywano nas: Każdy odkłada składki dla siebie. Każdy otrzyma z systemu tyle ile do niego włożył. Nikt nikomu nie będzie dopłacał i nikt nikomu nie będzie zabierał.
System sprawiedliwy, prosty, czytelny!
Reformę sprzedano nam (tzw. stronie społecznej: związkom zawodowym) w postaci broszurki: Bezpieczeństwo dzięki różnorodności. I cóż tam obiecywano? Mnóstwo. Zacznijmy od pierwszej obietnicy (str. 7): "Moment przejścia na emeryturę byłby indywidualną decyzją każdego ubezpieczonego, który osiągnąłby wymagane minimum wieku, przewidywane (już wówczas zdawano sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń demograficznych - zresztą reforma była odpowiedzią na te zagrożenia) na 62 lata dla obu płci"
Dlaczego teraz jest 67 i w dodatku obowiązkowe, skoro odkładam składki dla siebie? Nie wiem.
Czy w związku z tym możliwe jest obniżenie wieku emerytalnego do, na przykład, 63-65 lat?
Tak i aby koszt tej operacji był minimalny dla budżetu, można wprowadzić jeden warunek: odłożenia odpowiedniej kwoty środków zapisanych na obu kontach emerytalnych w ZUS, która w przeliczeniu na średnie miesięczne trwanie życia w wieku przechodzenia na emeryturę będzie wyższa niż emerytura minimalna.
W takim przypadku moment mojego przejścia na emeryturę, czy nastąpi w wieku 63 lat czy 67 lat, będzie obojętny z punktu widzenia obciążeń budżetowych.
Oczywiście ktoś może dodać, że budżet "zarobi" na tych osobach, które nie zaczną konsumować "zapisów" na kontach i których zgon nastąpi między 63 a 67 rokiem, bo zapisy na koncie w I filarze nie są dziedziczne. Ale takie "zyski" budżetu, po pierwsze są niewielkie, a po drugie, w mojej opinii niesprawiedliwe w systemie o zdefiniowanej składce (także środki zapisane na koniec w I filarze, podobnie jak na subkoncie powinny być dziedziczne).
Na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt obowiązującego wieku emerytalnego. Dzisiejsi emeryci przeszli na emeryturę w dużo niższym wieku niż przyszli. Co więcej ich emerytura, pomimo przechodzenia w niższym wieku, jest wyższa (stanowi około 65% ostatnich zarobków), niż tych którzy będą przechodzić w przyszłości (około 30%).
Budżet już zarobił na zmianie systemu emerytalnego przeprowadzonej w 1999 roku - w formie obniżenia świadczeń prawie o połowę. Tak więc ewentualny koszt obniżenia wieku emerytalnego z obecnych 67 lat, do 63-65 lat byłby minimalny, a dodatkowo bardziej spójny z formułą wyliczania świadczeń.
Co jeszcze stanowi ważny argument za obniżeniem "oficjalnego" wieku emerytalnego? To, że będziemy musieli mieć ważny powód aby nie pracować dłużej. W wieku 63 lub 64 lat każdy dodatkowy rok pracy, zacznie podnosić naszą emeryturę o około 10 proc. - w tempie ponad 5 razy szybszym niż obecnie.
Jak to możliwe? Po pierwsze, pracując dłużej zwiększymy zapisane na obu kontach saldo brane pod uwagę przy wyliczaniu emerytury i po drugie, obniży się wskaźnik dalszego średniego trwania życia. W efekcie, wyższa zapisana i zwaloryzowana kwota zostanie podzielona przez mniejszą liczbę miesięcznych wypłat powodując tak wysoki wzrost świadczenia emerytalnego.
W przyszłości będziemy pracować dłużej nie tylko z powodu wysokiej premii za każdy dodatkowy rok pracy. Nie przejdziemy na emeryturę zbyt wcześnie - w ewentualnie obniżonym wieku emerytalnym - przede wszystkim ze strachu przed drastycznym spadkiem poziomu życia.